środa, 1 czerwca 2016

Życie z psim niejadkiem...

     

      Miałam dziś opisać nasze ostatnie podboje - czyli klubową wystawę amerykańskich spanieli oraz zawody agility, ale dzisiaj sam Joy podsunął mi inny temat na wpis na blogu, więc o powyższych wydarzeniach napiszę wkrótce.

      Na dzień dzisiejszy chciałabym poruszyć dość ciekawy temat.
Otóż, tak jak jest w tytule - mało ciekawe życie z psim niejadkiem. Nie jest to sprawa dziwna, bywają psy, jak i dzieciaki, jedzące mało, niechętnie, tak zwane francuskie pieski. Ale nasza sytuacja natomiast jest ciekawsza. Tak, w takiej sytuacji stawia mnie Rudy. I to odkąd mogę sięgnąć pamięcią.    Początkowo po prostu nie chciał jeść. Okey, może taki jest. Wypróbowałam milion karm, przysmaków, zachęt. Nic, jak do muru. Jednak na szczęście problemów z wagą nie miewał. Wręcz przeciwnie! Zdarzało mu się ważyć za dużo. Jak on to robił? Nie wiem.
W sumie to nadal robi, nadal jak dla mnie mógłby zrzucić 0,5kg.





    A dlaczego o tym piszę? Bo dzisiaj przyszła do nas Brit Care Weight Loss. Zaraz po odebraniu od kuriera i podpisaniu świstka, przystąpiłam do przesypywania karmy z worka do pudełka. I... voile! Joyo podszedł do pudełeczka i zaczął się zajadać ze smakiem, jak z wielkiej, nielegalnej miski. Myślę sobie "O, super, o to mi chodziło!" I rano było miodzio. Szkoda, że właśnie przed chwilą nasypałam karmy do miski i... i powtórka z rozrywki, dzień jak codzień. Znów wylądowałam z miską groszków i szelciakiem na kocu na łóźku i zaczęłam odgrywać swój co wieczorny cyrk pod tytułem "No zjedz przynajmniej troszkę, za mamusie, za braciszka."
       
    Jak to się mówi... witaj w domu.
I u nas to nie jest problem karmy. Czy czegokolwiek innego.
Nie pomogą ani dodatki do karmy w postaci twarożku czy też ryżu. Nie pomaga konkurencja do miski. U nas pomaga jedna, jedyna sytuacja, której zdecydowanie nie jestem w stanie pojąć. Jest to... jedzenie u mojej mentorki handlingowej. Tam przyjeżdżamy i karmimy stado, Joy jest pierwszym psem, który potrafi wypędzlować miskę do czysta, do samego dna. Nie potrafię tego zrozumieć. Jego miska, jego codzienna karma. Żaden z psów do niego nie podchodzi, więc tu nie chodzi o konkurencję, zresztą na codzień też ma miskową konkurencję w postaci spaniela, który z miłą chęcią wszystko wsunie, czy to wzrokiem czy językiem.
   Po prostu nasz cudny Sławinek w Lublinie ma ten swój własny, osobisty urok, który za nic nie chce przenieść się na drugi koniec miasta.
   

     No nic, idę, wracam sobie do dalszego proszenia Joya, że może zje jeszcze jedną garstkę za dobry, kolejny dzień.




Hahahaha, znalazłam jakiś taki gifek sprzed 2,5 roku, Joykowy zaciesz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz